Techniki behawioralne jako narzędzia pracy neurologopedy
7 – letnią M. i jej rodziców poznałam w październiku 2015 roku. M. miała już za sobą diagnozę psychiatryczną potwierdzającą mutyzm wybiórczy oraz prawie roczną, niestety bezskuteczną terapię. Między innymi dzięki Annie Strzeleckiej oraz materiałom publikowanym na grupie na facebooku i stronie www.mutyzm.org.pl nie musiałam błądzić po omacku, wiedziałam w jaki sposób prowadzić terapię, by nie były to kolejne miesiące spędzane na układaniu puzzli, rysowaniu czy innych zajęciach niewymagających mówienia.
Jestem neurologopedą i prowadzę swój gabinet, zależało mi jednak na tym, by nasze działania nie ograniczały się tylko i wyłącznie do terapii gabinetowej. Przede wszystkim bardzo istotne było dostarczenie rodzicom, nauczycielom oraz innym pracownikom szkoły rzetelnych informacji na temat mutyzmu wybiórczego (i tu po raz kolejny muszę podkreślić, że dostępne na stronie tłumaczenia są nieocenioną pomocą).
Na początku spotkałam się więc z samymi rodzicami, którym przekazałam wszystkie dostępne materiały, ulotki oraz wspólnie przeanalizowaliśmy i omówiliśmy czynniki podtrzymujące i utrwalające mutyzm w środowisku rodzinnym oraz szkolnym. Nie miało to absolutnie na celu poszukiwanie „winnych”, a jedynie zwrócenie uwagi na pewne rzeczy, które zdarza się robić nieświadomie zarówno rodzicom, nauczycielom, jak i terapeutom. Rodzic działając instynktownie i chcąc chronić swoje dziecko, może na przykład unikać sytuacji, które wywołują u dziecka lęk – w ten sposób dziecko nie nauczy się jak sobie z nimi radzić. Nie będziemy w stanie wyeliminować wszystkich takich sytuacji, musimy więc pomóc dziecku zrozumieć lęki i wyposażyć je w umiejętności, które pozwolą je przezwyciężać. Jeżeli czynniki utrwalające oraz podtrzymujące mutyzm wybiórczy nie zostaną zniwelowane, będą znacznie opóźniać postępy terapii, dlatego ważne jest, by rozprawić się z nimi jak najwcześniej.
Na spotkaniu z rodzicami przedstawiłam także wstępny plan pracy z M.. Myślę, że to bardzo ważne, żeby rodzice wiedzieli w jaki sposób specjalista zamierza pracować z ich dzieckiem, jak ta praca będzie wyglądała i co ma na celu. Tym bardziej, jeżeli mają już za sobą doświadczenia terapii za zamkniętymi drzwiami, bez programu, informacji i efektów. Podstawą naszego planu było nawiązanie dobrej relacji z M., zapewnienie o tym, że nie musi ze mną rozmawiać dopóki nie poczuje się na to gotowa, i że jesteśmy tu po to, by dobrze się bawić.
Nie dążyłam do utrzymywania kontaktu wzrokowego, nie zadawałam pytań, bardzo dbałam o to, by M. zaufała mi, że rzeczywiście nie wymagam od niej mówienia i nie będę wywierała na nią presji. Równocześnie dbałam o to, by wspólnie spędzany czas był po prostu atrakcyjny, a podejmowane aktywności stopniowo różnicowały się pod względem trudności i zaangażowania dziecka. Zaczynałyśmy od malowania, które M. uwielbia, poprzez wspólne działanie wg instrukcji (np. przygotowywanie papierowej pizzy zgodnie z przepisem), odnajdywanie szczegółów na obrazkach, aż po ćwiczenia zgodne z tzw. techniką modelowania (shaping), które miały sprawić, by niejako przez przypadek M. wydobyła z siebie jakiś dźwięk. Wpadłam na pomysł z dmuchaniem – początkowo na piórka, długo i delikatnie, później krótko i mocno, tak by zdmuchnąć z dłoni kulkę z papieru. W ten sposób nawet nie wiadomo kiedy pojawiło nam się ciche [p], a to przecież była tylko zabawa w dmuchanie.
Ten etap – oswajania ze mną i przestrzenią – miał trwać do czasu, aż M. poczuje się swobodnie, będzie w stanie uczestniczyć niewerbalnie we wspólnych zabawach, naturalnie poruszać się po gabinecie, a jej ciało nie będzie ujawniało oznak stresu i lęku. Trwało to u nas około czterech zajęć. Wraz z kolejnymi spotkaniami M. stawała się coraz bardziej zrelaksowana, wskazywała przedmioty i obrazki w grach, zaczęła komunikować się niewerbalnie poprzez kiwnięcie głową, rozmawiała z mamą szeptem w mojej obecności.
Przyszedł czas na wdrożenie określonych technik terapeutycznych, ustalenie małych kroków, które pomogą dziecku wygasić lęk przed mówieniem. Równolegle z etapem oswajania zapoznawałam mamę dziewczynki z techniką sliding-in, którą chciałam przeprowadzić w gabinecie, i którą – co niezwykle ważne – mama miała przeprowadzić z M. w szkole, stopniowo angażując panią wychowawczynię. Nie można bowiem zapominać, że terapia mutyzmu wybiórczego nie może ograniczać się do gabinetu logopedy / psychologa / pedagoga. Chodzi przede wszystkim o oddziaływania w miejscu, gdzie mutyzm występuje ze szczególnym nasileniem, a to z powodzeniem jest w stanie poprowadzić w szkole czy przedszkolu rodzic. Przed rozpoczęciem ćwiczeń w szkole konieczne było wprowadzenie dziecka w temat mutyzmu wybiórczego, oczywiście w sposób dostosowany do wieku. Ponieważ M. ma już 7 lat, mama mogła otwarcie porozmawiać z córką o tym, że rozumie jej lęk i trudności, ale wie też w jaki sposób może jej pomóc, i że będą wspólnie starać się, by była coraz odważniejsza. Mama wyjaśniła na czym będą polegały ćwiczenia w szkole, że będą to 15-minutowe spotkania 3 razy w tygodniu, początkowo będą w klasie same, a z biegiem czasu postarają się włączyć w zabawy panią wychowawczynię. M. od początku wiedziała, że to ona wyznaczy granice i nie zrobią niczego, na co nie będzie gotowa.
My także, w warunkach gabinetowych zaczęłyśmy wspólnie stosować technikę małych kroków. Na dużej kartce papieru narysowałam schematyczny plan pomieszczenia i pozostałej części budynku (korytarz, schody, piętro poniżej) oraz zapisałyśmy zadanie do wykonania dla M. i jej mamy. Trudność ćwiczeń stopniowana była wg zaleceń Maggie Johnson z uwzględnieniem obciążenia komunikacyjnego, dlatego rozpoczęłyśmy od naprzemiennego przeliczania od 1 do 10. Poprosiłam M. żeby pokazała na naszym rysunku gdzie mam stanąć ja, by czuła się komfortowo i mogła wykonać z mamą to ćwiczenie. Był to pierwszy schodek na piętrze poniżej. Umówiłyśmy się, że przyjdą po mnie po wykonanym ćwiczeniu (przy okazji M. mogła zobaczyć, że rzeczywiście stoję w umówionym miejscu). Po ukończeniu zadania obok rysunku przykleiłyśmy naklejkę. Kolejny krok przebiegał analogicznie. Znowu narysowałam plan, a M. określiła gdzie mam się ustawić. Niemal za każdym razem, bez wywierania żadnej presji M. wskazywała miejsce coraz bliżej drzwi gabinetu. Na pierwszym spotkaniu udało mi się wejść na półpiętro, na kolejnym byłam już na tym samym piętrze, na którym znajduje się gabinet, na trzecim stałam pod drzwiami, które były uchylone. Przejście od tego momentu, do etapu mówienia gdy jestem już obecna w gabinecie było najtrudniejsze. W chwili gdy pojawiałam się w uchylonych drzwiach, M. zaczynała szeptać, więc tę drogę rozbiłyśmy na bardzo małe kroczki i dzięki temu pokonałyśmy ją na dwóch spotkaniach. Pamiętajmy, że naszym celem jest, by dziecko mówiło przy nas pełnym głosem, dlatego najpierw podchodziłam do drzwi tyłem, a dopiero później stopniowo odwracałam się i przysuwałam bliżej. Gdy M. mówiła już przy mnie i mogłam włączyć się np. do wspólnego przeliczania pacynek czy nazywania obrazków, dalsze etapy przebiegły bardzo szybko. Mogłyśmy już sięgnąć po różnego rodzaju gry, znowu mając na uwadze stopniowanie trudności. W pierwszej kolejności wybierałam takie, które wymagały tylko nazwania obrazka (np. domino, memory), później te, które wymagały odpowiedzi na pytania zamknięte (np. gra „Zgadnij kto to?”), a następnie zabawy zawierające pytania otwarte (np. zabawa w sklep). Miód na moje serce spłynął w chwili, gdy M. sama przejęła inicjatywę i pochwaliła się tym, że ma nowe kolczyki oraz opowiedziała mi o tym za kogo zamierza się przebrać na bal karnawałowy.
Na etapie wdrażania i koordynowania techniki sliding-in bardzo pomocne było dla mnie spotkanie w Krakowie, m.in. z Anną Strzelecką, na którym mogłam dopytać o pewne niuanse i sposoby radzenia sobie z trudnościami, które możemy napotkać na każdym etapie terapii. Na marginesie bardzo zachęcam wszystkich do korzystania z bezpłatnych spotkań, które organizowane są w różnych miastach przez uczestników naszej grupy. Jest to doskonała okazja, by wymienić się doświadczeniami, rozwiać wątpliwości, uzyskać wsparcie i motywację do dalszych działań.
Przed nami jeszcze długa droga, plan na najbliższy czas zakłada osiągnięcie etapu swobodnych rozmów, inicjowanych także przez M., stopniowe wycofanie mamy, a następnie generalizację mowy. Chcę pokazać M, że może rozmawiać ze mną, gdy inni ludzie są w pobliżu, planuję wspólne wizyty w pobliskiej cukierni, sklepie, realizowanie drobnych zadań w miejscach publicznych (np. płacenie za zakupy, zamawianie jedzenia). Wierzę, że sukces, który razem osiągnęłyśmy pomoże otworzyć się M. na kolejne osoby i stopniowo powiększać grono rozmówców.
Trzymajcie za M. kciuki, to wspaniała, pogodna dziewczynka, która z każdym spotkaniem rozkwita. Jej historia pokazuje, że terapia mutyzmu wybiórczego może przynosić efekty. Mam nadzieję, że tych, którzy mieli wątpliwości czy podejmować próby zastosowania techniki sliding-in udało mi się przekonać, że naprawdę warto! Jeżeli Wasze dzieci uczęszczają na wielomiesięczne, bezskuteczne terapie bez określonego planu i widocznych efektów, miejcie odwagę coś zmienić! Jeżeli specjalista nie pozwala Wam uczestniczyć w zajęciach, powodując tym samym ogromny stres u dziecka i nie informuje Was o przebiegu spotkania, wiedzcie, że to nie powinno i nie musi tak wyglądać. Osobiście nie wyobrażam sobie przedłużania w nieskończoność etapu zabaw niewymagających mówienia i czekania, aż dziecko nagle się odezwie. To przecież tak, jakby wskoczyć na dach bez użycia drabiny (wybaczcie mało finezyjne porównanie, ale żaden ze mnie poeta). Nasze kroki może i są małe, ale sukces już teraz wielki!
Karolina Podolak
neurologopeda