Historia T,

czyli opowieść o tym jak można samodzielnie pokonać mutyzm wybiórczy oczekując na pomoc specjalisty.

historia T - zmagania z mutyzmemJestem mamą 6 letniego chłopca. Synek mając 4,5 roku poszedł do przedszkola; mała grupa, przedszkole prywatne. Synek najpierw był zdystansowany, ale od początku bardzo mu się podobało, rysował, bawił się. Pierwsze tygodnie nie jadł, ale później zaczął. Czy rozmawiał z panią i z dziećmi? Nie wiem, nie było mi to zgłaszane. Nie chciał występować… Nieśmiałe dziecko – mówili.

Po pół roku, mając 5 lat, poszedł do nowego przedszkola, publicznego, dość dużego. Grupa liczyła 17 osób, więc nie było źle. Wszystkie dzieci dopiero zaczynały zerówkę. Wtedy okazało się, że synek nie rysuje, nie je, nie rozmawia z nikim. Dajemy mu czas – postanowiliśmy – w końcu jest nieśmiały. Z obcymi zaczyna rozmawiać też dopiero po dłuższej chwili, jak się przyzwyczai. Minął miesiąc i nic, zaczął tylko rysować. Rozmawiam z przedszkolankami i ustalamy, że poprosimy poradnię o obserwacje w przedszkolu, oraz o konsultację. Składamy papiery i czekamy. T coraz lepiej się czuje w przedszkolu, lubi tam chodzić, bawi się coraz fajniej, ale dalej nic nie je i nie odzywa się do nikogo. Wizytę w poradni mieliśmy w listopadzie. Pani psycholog rozmawiała chwilę z nami, później z synem – nie odzywał się. Pani prosi: to pokoloruj, to ułóż. Zaproponowała, że pójdzie na obserwacje do przedszkola (to super). No to czekamy, szukam już sama powoli, o co chodzi, moja mama podsyła mi link o mutyzmie, ale nie, to chyba nie to.
W tamtym przedszkolu rozmawiał, w sklepie rozmawia, z lekarzami rozmawia zawsze , nowymi też, no z dziećmi nie, nawet z kuzynami, tylko z siostrą, ale z resztą osób mało przebywa.

Grudzień, styczeń, często rozmawiam z przedszkolankami, nie będziemy naciskać, spokojnie małe kroczki, jest coraz odważniejszy. Zaczynam drukować paniom do przedszkola materiały, może to jednak mutyzm? T czuje się coraz pewniej w przedszkolu, mówi że lubi chodzić, ale mówić albo jeść się wstydzi. Luty – zjawia się pani psycholog na obserwacji i nic dalej ….

Po miesiącu, dwóch, może więcej (my już z przedszkolankami doczytujemy, szukamy same oczywiście, bo pani psycholog żadnej rady ani mi, ani im nie dała) pani psycholog zaprasza mnie do siebie. I co się dowiedziałam:
1. Psychiatra zakwalifikowałby to najpewniej jako mutyzm wybiórczy, ale ona nie wie.
2. Zniechęcamy dziecko do przedszkola i z tego wynikają problemy. Na moje zaprzeczenie pani stwierdziła że nie chcę od niej pomocy.
3. Zadała mi pytanie, dlaczego dziecko się tak zachowuje i z czego to wynika? Odpowiedziałam jej, że nie wiem, dlaczego jest to dla niego taki stres, skąd ten lęk. I właśnie dlatego przyszłam do niej jako specjalistki, by pomogła mi. Na to pani stwierdziła, że jestem mamą i to ja powinnam wiedzieć.
4. Pani zasugerowała że za dużo z dzieckiem rozmawiam i pytam o zdanie, czy o jego odczucia????
5. Na koniec powiedziała mi, że coś muszę zrobić z tym i może by go ”przycisnąć”, ponieważ ja nie wyciągam żadnych konsekwencji z jego zachowania??? Na moją obawę, że to zaszkodzi, stwierdziła, że ona nie wie – może pomoże, może zaszkodzi – zobaczymy,
6. Dała również kilka rad, jak można nawiązać kontakt z dziećmi (tego nie neguję).
7. Zaczęła wypytywać o stan zdrowia, wchodzić w kompetencje lekarzy do których chodzimy, stwierdzając, że ona by lekarzom nie wierzyła ( ręce mi opadły).

Czułam się okropnie po tej rozmowie; smutna i zła. Oprócz „niech go pani przyciśnie”(co za bzdury!) żadnych wskazówek.

Znalazłam grupę wsparcia na facebooku i od razu zrobiło mi się lepiej; wyżaliłam się, zostałam zrozumiana i do tego tyle informacji, i doświadczeń. Zaczęłam czytać, drukować, zanosić do przedszkola materiały. T w przedszkolu zaczął zachowywać się zupełnie inaczej niż na początku, był zadowolony, ale dalej się nie odzywał, ani nie jadł.

Pani psycholog powiedziała mi jeszcze, że ona go odroczy, bo on nie będzie się odzywał i ona go nie widzi w pierwszej klasie, ale jednocześnie poprosiła, żebym coś robiła i zobaczymy. Mam przyjść później.
Szukam specjalistów, dzwonię, dopytuję, nikt nic nie wie, nie podejmie się… Ok. Czyli chyba musimy poradzić sobie sami…. no cóż.

Spotykamy się w domu z panią logopedą z przedszkola (koleżanka babci T; nigdy z nią nie rozmawiał, płakał , nawet nie chciał pójść do gabinetu). Zaczyna jednak, w trakcie zabawy z siostrą, rozmawiać przy niej, później już do niej. Super!.
W przedszkolu, w jej gabinecie, też się do niej odzywa szeptem, co za sukces.
Nadal nie mamy opinii żadnej opinii na papierze, okazuje się, ze trzeba złożyć podanie o jej wydanie. Składamy. Będzie za miesiąc. T zaczyna mówić przy obcych dzieciach na placach zabaw, do mnie i do siostry- przy dzieciach z przedszkola – nie. Składam też prośbę o przeprowadzenie testu gotowości szkolnej. Czekamy.
Dostajemy opinię w maju, a tam – mutyzm wybiórczy i jakieś zalecenia dla przedszkola i dla nas – rodziców. Czytamy z przedszkolankami – wszystko inaczej niż na rozmowie – jednak nie przyciskać (strach pomyśleć, jak byśmy jej posłuchali).
Ale my to wszystko już wiemy i dawno robimy, nic odkrywczego, ale opinia jest. Nie wiemy co robić ze szkołą, planujemy przeprowadzkę, martwię się jak to będzie, czy to nie będzie duży stres dla niego?
Badanie gotowości szkolnej: rozmawia z panią pedagog , wszystko jest ok – nie dostanie odroczenia – będzie się nudził w zerówce drugi rok – za mądry. Panie przedszkolanki też odradzają – i tak to będzie nowa pani, nowe dzieci, – tylko budynek ten sam, ten w którym się nie odzywa.

Przeprowadzamy się 160km , zapisujemy syna do szkoły. Są wakacje. Chodzimy na plaże, place zabaw, relaks , wszystko nowe. Poznajemy nowe place, parki, a mój syn zaczyna się odzywać do dzieci, rozmawia z nimi i ich rodzicami, sam zaczepia, zadaje pytania, odpowiada. Zaczął odzywać się do znajomych i ich dzieci, do których nigdy się nie odzywał, pierwszy raz słyszeli jego głos. Nie spodziewałam się takiego postępu , jesteśmy przeszczęśliwi, ale co będzie w szkole? Zobaczymy, dajemy sobie czas.
Idę do szkoły, rozmawiam z dyrekcją, daję opinię, możemy wejść do klasy w przyszłym tygodniu, później już nie, bo zaczyna się remont. Idziemy, drzwi przez nieuwagę zostały otwarte, oglądamy ławki, krzesła, zabawki, tablicę, czytamy na głos literki i cyferki wiszące w klasie – jest super! Dziesięć minut i wychodzimy.

T jest coraz odważniejszy w kontaktach z obcymi ludźmi i dziećmi. Długo nie było sytuacji, żeby się do kogoś nie odezwał, słyszę komentarze obcych ludzi „ale z ciebie gaduła”.

W sierpniu spotykamy się z panią wychowawczynią, która wcześniej dostała opinię I zapoznała się z nią. Idę z T, bo chcę, żeby ją poznał w klasie. Jest trochę zawstydzony, ale odzywa się, odpowiada, nawet zadaje kilka pytań – kamień z serca! Początek roku – dzieci już w ławkach, pani sprawdza obecność; syn powiedział : jestem (przy wszystkich dzieciach , rodzicach – jestem taka dumna), cukierka od pani nie wziął.

W szkole T radzi sobie świetnie, rozmawia, ma kolegów, bawi się, odzywa, krzyczy, kłóci. Przez miesiąc nie chciał nic jeść w szkole, teraz czasami coś zje, jabłko, jogurt, wafelka (na kanapki jest za wcześnie – wstydzi się). Nie pamiętam już sytuacji, w której by się nie odzywał. Może mamy to za sobą? Bardzo bym tego jemu życzyła, ale czas pokaże. Na razie jesteśmy bardzo dumni z naszego synka. Nie uczestniczyliśmy w żadnych terapiach, płatnych ani bezpłatnych. Wszelkie informacje czerpałam z grupy wsparcia, z materiałów, które udostępniacie, z waszego doświadczenia, i od Ani, która – zwłaszcza na początku – była ogromnym wsparciem, dziękuję!

Myślę, że bardzo dużo pomogła nam:
– zmiana otoczenia – przeprowadzka – czysta karta – tu nikt nie wiedział, że T nie mówi,
– wspieranie, ale stawianie wyzwań , małych dostosowanych do możliwości dziecka,
– małe kroczki,
– i cierpliwość , bez nacisku, bez presji.

X