Zosia. Mały Zosiek. Zwariowany śmieszek i łobuziak – ale tylko w domu.

I do pewnego momentu.

Kiedy roczna Zosia zaczęła tworzyć pierwsze słowa i zdania jednocześnie zaczęła zamykać się w sobie.

Nigdy nie była zbyt wylewna i uczuciowa. Bliskość fizyczna sprawiała, że nie czuła się komfortowo. Nawet jako niemowlę odwracała głowę od piersi i odpychała się rączkami gdy tylko zaspokoiła głód. Zawsze wolała samotne zabawy w łóżeczku od bycia noszoną na rękach. Koszmarem były dla niej wszelkie huśtania, karuzele, podrzucania i inne. Kiedy zaczęła mówić – zdawałoby się, że nagle zrozumiała, że jest oceniana przez innych. Obserwowana. Że czegoś się od niej oczekuje. Nie rozumiała czego. Dlaczego słyszy: „Zosiu, powiedz to” , „ Zosiu dlaczego nie mówisz tego”, „Zosiu ale śmiesznie powiedziałaś”. Wyjątkowo nieśmiała, może nawet przewrażliwiona – mówili. Ale w domu daleko jej było do nieśmiałości 😉

historia zosiDo przedszkola trafiła dwa miesiące przed trzecimi urodzinami. Semestr minął. Problemów nie zgłoszono. Wszystko w porządku. Grzeczna dziewczynka. Kolejny semestr , tym razem z nową Panią i nową grupą. Niby wszystko w porządku. Grzeczna dziewczynka. Nieśmiała. Zamknięta w sobie. Ale grzeczna. W tym samym czasie bliska mi osoba z rodziny zwraca uwagę, że coś jest nie tak. Kiedyś rozmawiała z Tobą w naszej obecności, nawet mieliśmy z nią kontakt niewerbalny. Teraz coś jest nie tak. Sprawdź proszę czy to nie mutyzm wybiórczy. Miałam kiedyś ucznia z taką diagnozą. Wszystko się zgadza.” Rzeczywiście, coś było nie tak. Zosia od pewnego czasu (gdy byliśmy poza domem lub ktoś do nas wpadał w odwiedziny) nie odstępowała mnie na krok. Mówienie szeptem do mnie na ucho sprawiało jej ogromny problem. Ogarniała ją fala fizycznej i psychicznej blokady. Była jak kamień z opuszczoną głową i pustym wzrokiem wbitym w ziemię. Mimika twarzy zerowa. Do tego doszły ogromne bóle brzucha, które budziły ją dwie godziny po zaśnięciu i nie pozwalały zasnąć do 4-5 nad ranem. Wyczerpana zaczęła mieć koszmary nocne, widziała robaki, pająki, które szły do niej z każdego kątka pokoju. Ode mnie również więc nie pozwoliła się dotknąć. Krzyczała ściśnięta w rogu łózka. W przedszkolu siedziała w miejscu przy stoliku, w którym ją zostawiłam przez pięć godzin. Rysowała tylko jeśli Pani włożyła jej kredkę do ręki. Jadła jeśli dostała do ręki łyżkę. Jeśli Pani nie zaprowadziła jej za rękę do toalety, odbierałam ją mokrą i zziębniętą, bo skoro nie wstała od stolika to nikt nie zauważył, że jest zsiusiana. Odreagowywała w domu. Często wpadała w histerię przerywaną minutami apatii. Była nieobecna. Ze swoim tatą przestała rozmawiać w ogóle. Również z babcią, dziadkiem, ciociami, wujkami. W zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, że w zasadzie nigdy się do nich nie odzywała. A ja instynktownie odpowiadałam za nią. Podobnie zachowywał się starszy brat Zosi. Był jej adwokatem.

Pierwsza wizyta u psycholog. Diagnoza u progu: mutyzm wybiórczy. Po godzinnej konsultacji – niepokojące inne cechy: niesamowita perfekcja (nie odeszła od rysunku dopóki go nie dokończyła), nadwrażliwość dotykowa, słuchowa, problemy z integracją sensoryczną (problemy ze zmianą pozycji ciała- czyli to nieszczęsne huśtanie), częste epizody „wyłączania się” kiedy nie było z nią kontaktu, brak kontaktu wzrokowego, kamienna mimika twarzy. Wskazanie do dalszej obserwacji pod kątem Zespołu Aspergera. I jak najszybsze rozpoczęcie terapii WWR oraz RSiM. W między czasie diagnoza bóli brzucha – podejrzenie refluksu żołądkowego. Objawy się zgadzają, ale leki nie działają – coś nie gra. Rozpoczynamy terapię mutyzmu. Ja czytam wszystko co popadnie. Informuję rodzinę jak powinni się zachować w stosunku do mojego ukochanego dziecka. Jeśli się nie dostosują – trudno, ograniczamy kontakty. Akceptuję w pełni jej stan, choć nie mogę się z nim pogodzić. Do tej pory nie mogę myśleć bez emocji o tych pierwszych latach. Wiem teraz jak strasznie musi cierpieć, ile ją to wszystko kosztuje. Ile myśli umiera zanim zdąży się przełamać i o nich komuś powiedzieć. Tym bardziej, że osób z którymi komunikuje się swobodnie jest niewiele: ja – mama, brat, ukochany kuzyn (w jej wieku). Terapia rusza pełną parą. Po jednej godzinie w tygodniu z psychologiem, fizjoterapeutą (terapia cranio-sacralna), fizjoterapeutą SI, do tego co dwa tygodnie spotkania w grupie dla dzieci z ZA. Terapia trwa cały rok. Efekty marne. Zośka lubi tylko terapię SI i cranio sacralną bo ją wycisza i uspokaja. Psycholog i zajęcia w grupie to dla niej koszmar – po nich zawsze jest kilka kroków do tyłu. Ale w domu lepiej. Od momentu kiedy zniknął nacisk na mówienie – od razu po otrzymaniu diagnozy– otworzyła się. Coraz rzadziej ma ataki histerii, coraz rzadziej ucieka w swój świat. Zniknęły bóle brzucha. Koszmary nocne to już przeszłość. Odrzucono tezę o ZA. Ale tam gdzie mutyzm występował – występuje nadal. Co prawda skutki uboczne mutyzmu pomału znikają, ale sam problem pozostaje nieruszony. Szukam dalej. Przecież musi być sposób. Zmieniam przedszkole. Jest w grupie ze swoim ukochanym kuzynem, z którym komunikuje się swobodnie od zawsze. Działa. Zosia naturalnie i instynktownie poszerza grono dzieci z którymi rozmawia. Głośno i swobodnie. W ciągu następnego roku przechodzi przemianę. Rozmawia nawet z nowo poznanymi dziećmi. Niestety mutyzm występuje nadal w kontaktach z dorosłymi. Z nauczycielkami ,gdy rozpoczęła naukę w nowym przedszkolu, miała nawet słaby kontakt wzrokowy (na zasadzie spojrzenia kota ze Shreka jak już bardzo potrzebowała ich pomocy). Po kilku tygodniach potrafiła już komunikować się z nimi niewerbalnie. I wtedy przyszedł kryzys. Na rok zatrzymaliśmy się w miejscu. Zrozumiałam, że nie wyleczę córki z mutyzmu w gabinecie u psychologa, który na każde spotkanie przyprowadza, 2-3 dzieci, zawsze innych. Że pozostałe terapie również nie wnoszą nic. Że szkolenia i kolejne konsultacje u osób, które nazywają siebie specjalistami, to wyrzucone pieniądze i pozostawione poczucie niedosytu i bezradności zarazem. Zrezygnowałam z WWR i postawiłam na terapię sliding-in, o której dowiedziałam się przypadkiem. Wydawała mi się tak naturalna, intuicyjna, że od razu wiedziałam, że to jest to. Wychowawczyni zaproponowała 10 min przed rozpoczęciem zajęć , co drugi dzień. Mała klitka. Gdzieś pomiędzy kuchnią a salą. Jest super -pomyślałam. Zaczęłyśmy od spotkań w cztery oczy. Ja i Zosia. Gra w owoce. Zawsze ta sama. Wychowawczyni za zamkniętymi drzwiami, gdzieś na drugim końcu Sali. Na pierwszym spotkaniu Zosia nie była w stanie powiedzieć nawet słowa szeptem. Wyprosiłyśmy nauczycielkę z sali obok. Wróciła gdy mała komunikowała się już swobodnie. Był śmiech i zabawa. Na każdym kolejnym spotkaniu robiłyśmy 3 minutki powtórki z poprzedniego, następnie Zosia wskazywała gdzie mam ustawić Pani krzesełko (niestety jeszcze sama nie była w stanie tego zrobić). I tak pomału do przodu. Koniec Sali. Ostatni stolik. Pierwszy stolik. Za drzwiami. Przy drzwiach. Uchylone drzwi na 2cm – Pani niewidoczna. Uchylone drzwi na pół metra – Pani nadal za drzwiami. Pani siedzi tyłem przy uchylonych ciągle drzwiach. Potem tyłem niedaleko naszego stolika. W końcu obraca się do nas. I siada z nami przy stole. Jeśli zmieniamy grę to na inne obrazki, zasada zawsze ta sama. Ja pokazuję – Zosia nazywa. Albo dla zabawy Zosia pokazuje – ja albo Pani nazywamy. Potem wspólne liczenie. Po kilku tygodniach Zosia odpowiada już w klitce na wszystkie pytania. Gdy widzę, że czuje się swobodnie zaczynam wycofywać się na zewnątrz, pokonując drogę, którą przebyła Pani na początku. No może nie do końca. Wystarczyło że zniknęłam za drzwiami i już wiedziałam, ze jest dobrze. Po tej terapii zniknęły bariery nie tylko do wychowawczyni ale również do pozostałych nauczycielek. Jedynie z jedną Panią, którą znała od samego początku szło jej opornie, ale i po pewnym czasie odpowiadała jej na pytania. Natomiast nowe Panie, które pojawiały się w przedszkolu nie musiały być już wprowadzane do terapii. Zosia odpowiadała na ich pytania od razu. A przede wszystkim była baaardzo swobodna w swoim zachowaniu. Szczęśliwa. Na placu zabaw – jedna z najgłośniejszych.

Zośka od września jest pierwszoklasistką. Nowa szkoła. Nowa Pani. Nowe dzieci. Na dzień dzisiejszy komunikuje się werbalnie ze wszystkimi dziećmi, swobodnie (inicjowanie rozmowy) z kilkunastoma. Wszystkim dorosłym odpowiada na pytania. Po 2-3 s. ale odpowiada. Swobodna komunikacja z najbliższymi – kilkunastoma osobami. Najcięższą postać mutyzmu zostawiliśmy za sobą daleko w tyle. Przed nami wyjście z lekkiego mutyzmu. Będziemy sukcesywnie pracować nad obniżaniem lęku i wzmacnianiem poczucia własnej wartości. Z tym ciągle jest problem. Choć już przez małe p. Jestem dobrej myśli, wierzę, że uda jej się go pokonać, bo widzę jak niecierpliwie czeka, kiedy będzie w stanie swobodnie inicjować rozmowy z dorosłymi. A wszystkie chwile załamania i zwątpienia zawsze przerywa mój skarb: „Mamuś – ja mam tyle wszystkim do powiedzenia!!!!Już się nie mogę doczekać!!!”

X