„MATKA WARIATKA”, taką właśnie matką stałam się po 3 latach walki, o to by moja córka z mw otrzymała należytą pomoc. Jak twarda musi być matka, żeby wytrzymać „uderzenia kijem” za każdym razem, kiedy prosi o nią?

POMOC – słowo różnie rozumiane, dla niektórych mennica pieniędzy, odfajkowanie godzin w pracy, zamiatanie problemu pod dywan, udawanie, że problem nie istnieje, a dla matki chorego dziecka słowo na wagę złota. Brak wiedzy specjalistów oraz brak metody pracy zamyka kolejne drzwi tak samo szybko, jak je otwiera. Sfrustrowany już rodzic zaczyna szukać sposobu pomocy na własną rękę. Okazuje się, że przysłowie „Szukajcie a znajdziecie” bardzo dobrze się sprawdza. Dociera wówczas do Wspaniałej Osoby, która kieruje go na dalszą drogę walki, daje metodę pracy oraz narzędzia.

Nie należy także zapominać o innych rodzicach mających te same problemy, ale dających sobie wsparcie na co dzień. Mając to wszystko w ręku: wsparcie, materiały oraz najważniejsze – metodę pomocy, powinien być pełen SUKCES. Jednak życie to nie bajka, bo trzeba w systemie znaleźć „Osobę”, która wraz z rodzicem będzie walczyć o zdrowie dziecka. Wydaje się to być proste, jednak w rzeczywistości okazuje się, że jest to jak szukanie igły w stogu siana. Zatem jaki jest sposób na to, by odnieść pełen sukces w terapii? To pytanie nurtuje mnie od pewnego czasu, gdyż wszystkie moje próby zjednania sobie drugiej strony niestety póki co skończyły się porażką. Początkowo były to próby z duszą na ramieniu, by z dobrocią i prośbą zyskać sobie kompana do walki z mw. Ze wszystkich sił i moich możliwości zdobywałam wiedzę i materiały odnośnie metod pracy z dzieckiem z mw i tym samym budowałam sobie coraz to większy mur pomiędzy mną, a drugą stroną. Dlaczego? A dlatego, że rodzic świadomy to rodzic problemowy, z którym się nie współpracuje, bo jest w stanie ocenić jak dany specjalista pracuje z dzieckiem, a nie daj Boże wie więcej od niego. Przekonałam się, że z takim rodzicem nie siada się przy jednym stole i nie korzysta z jego wiedzy choćby była przydatna. „Współpraca” jest, ale tylko jednokierunkowa i to niekoniecznie biorąca pod uwagę dobro dziecka. Zatem taki rodzic staje się zdesperowany i zaczyna próby porozumienia się z drugą stroną, ale już z diabłem na ramieniu. Wyciąga z kieszeni ustawy, uczy się praw i obowiązków. Dochodzi do wielu przepychanek, o których się rodzicowi nawet w najgorszym śnie nie śniło. Rodzic walczy do końca i tym samym ostatecznie dochodzi do prawdziwej współpracy, do wysłuchania rodzica, a nawet przyznania mu racji. Rodzic powinien być zadowolony, bo jest tak, jak powinno być. Przyznane zostają odpowiednie dokumenty, godziny pracy , a nawet stosowana jest metoda, o którą tak walczył. Niestety sukces nie jest pełny, bo po drodze przepychanek , druga strona zatraciła do dziecka EMPATIĘ, a dziecko 3 lata.

Droga do otrzymania pomocy jest bardzo kręta, od gabinetów prywatnych po PPP, poprzez specjalistów przedszkolnych oraz szkolnych. Jak na taki krótki okres czasu baza specjalistów takiego rodzica jest naprawdę porywająca. Jednak ilość nie znaczy jakość. Tak mnie jakoś wzięło na przemyślenia …

X